Czy warto pedałowac do pracy?
piątek, 20 stycznia 2012 11:20


Na samym wstępie, muszę napisać, że jest mi bardzo miło rozpocząć cykl felietonów – przemyśleń rowerowych i tych około rowerowych. Od lat czegoś takiego brakowało mi na lokalnym rynku bajkersów, więc cieszę się z przestrzeni jaką daje "rowerowy.olsztyn.pl".

O przydatności roweru, jego zaletach w ruchu miejskim napisano tysiące stron. Jednak często teoria sobie, a praktyka sobie. Rower używany jest do transportu rzeczy, rekreacji oraz zwykłego codziennego przemieszczania się po mieście. I na takim właśnie użytkowaniu chciałbym się tu skupić.


W zasadzie od kiedy pamiętam jeżdżę na rowerze, uważam się za rowerzystę wybitnie miejskiego. Naturalnym więc jest, że używam go wszędzie – do szkoły dojeżdżałem rowerem, cały okres studiów również. Normą stało się, że rowerem jeżdżę załatwiać wszelkie sprawy na mieście, odwiedzać znajomych czy chociażby dojeżdżać na randkę z moją dziewczyną.


Takie poruszanie się stało się już dla mnie normą i sposobem życia. W końcu jednak jak skończył się czas beztroskich studiów i jak to mówią „trzeba się było zająć poważną robotą”. No właśnie, jak to jest z dojazdem rowerem do pracy? Nawet znajomi, którzy sami jeżdżą rowerami i to nie tylko rekreacyjnie mówili, że owszem do pracy można jechać takim środkiem transportu – ale tylko takiej gdzie nie trzeba być elegancko ubranym, świeżym i nie spoconym gdy się do niej dociera. Do pracy, do której nie można się spóźniać i trzeba w niej być na czas niezależnie od pogody.


I co się okazało? Nie da się? Nic bardziej mylnego! Sprawdziłem to na własnej skórze. Tak się złożyło, że od września pracuję w jednym z olsztyńskich liceów, znajdujących się w ścisłym centrum Olsztyna. Schludny strój jest tu wymagany – przynajmniej od grona pedagogicznego ;) no i oczywiście bycie na czas na swoich zajęciach.


Kolejny raz potwierdziło się to, że rower ma wielką przewagę nad samochodem czy niestety coraz droższymi usługami komunikacji miejskiej.


Zacznijmy zatem po kolei, zbierać jego plusy sprawdzone w praktyce.


Po pierwsze i najważniejsze to czas dojazdu i powrotu z pracy. Po co tracić godzinę wolnego czasu, za który nikt nam nie płaci, żeby do niej dojechać i z niej wrócić, jak można skrócić ten czas do 20 minut!


Tylko dzięki rowerowi jestem niezależny od natężenia ruchu samochodowego. Do pracy spod domu jadę maksymalnie 10 minut, niezależnie od tego jak wielkie są korki, jaka jest pogoda, czy akurat remontują ulicę, czy był jakiś wypadek. Mój czas dojazdu jest w 99% procentach przewidywalny. Nawet pęknięta rura i wykopy na jezdni nie mogą mnie zatrzymać – czego nie może powiedzieć kierowca stojący w swojej blaszanej puszce na końcu 2 kilometrowego korka.


Nie muszę wyruszać z domu wcześniej, żeby mieć „zapas czasu” jak to robią użytkownicy samochodu, czy najpierw docierać na przystanek i później modlić się, żeby tym razem autobus się nie spóźnił. Mogę spokojnie dopić swoją herbatę i zjeść śniadanie.


Tych oszczędności czasu jest jeszcze więcej, przecież mój pojazd stoi w krytym i zamkniętym pomieszczeniu – na klatce schodowej. Zabieram go schodząc pod schodach – nie potrzebny mi garaż, czy strzeżony parking, na który trzeba najpierw dojść. Podobnie jest z parkowaniem pod pracą – zawsze jest tam miejsce, nie muszę szukać miejsca do parkowania, co w centrum w godzinach porannego szczytu przypomina grę w Lotto.


Podobnie po pracy, gdy wracam do domu nie straszne mi korki. Nawet największy stres od razu znika a na twarzy pojawia się uśmiech, gdy zostawiasz za sobą czerwonych ze złości kierowców stojących w korkach w super wielkich i super szybkich samochodach - na które prawdopodobnie nigdy w życiu nie byłoby mnie nawet stać - którzy z zawiścią patrzą jak przemykasz obok nich.


Ale plusów jest więcej, spójrzmy na finanse. Nie płacę za coraz droższą benzynę, za karty parkingowe albo za horrendalnie drogie bilety komunikacji miejskiej jakie zafundowali nam jakiś czas temu radni. Omija mnie również codzienna przyjemność kasowania biletów i myślenia o tym, że ta kasa zamiast na rozwój transportu publicznego idzie na tworzenie kolejnych urzędów z panią sekretarką, rzecznikiem i dyrektorem.


Są także inne rzeczy nie do przecenienia – takie, jak codzienna poranna gimnastyka, którą wykonuję po drodze do pracy. Proszę mi pokazać lepszą metodę na rozruszanie organizmu i rozbudzenie zaspanego mózgu! Normalnie 2 w 1 – jedziesz do pracy a przy okazji dotleniasz mózg, krew zaczyna ci szybciej krążyć w żyłach i to nie dlatego, że znowu nie załapałeś się na zielonym czy koleś przed tobą wlecze się, co chwilę wykonując niezrozumiałe manewry.


No dobrze, ale ktoś mógłby zapytać, co robię gdy jest zła pogoda i pada deszcz – największy wróg rowerzysty. Nic prostszego, wystarczy dobra kurtka (zakupiona dzięki oszczędnościom na benzynie czy biletach – czyli kasie wyrzuconej tak naprawdę w błoto), zamontowane błotniki w rowerze i gdy mocno pada – nieprzemakalne spodnie, zakładane na te, w których chodzisz na co dzień. Na samym początku dla osoby, która nie jeździ systematycznie na dwóch kółkach , może być problemem większa potliwość – ale to mija bardzo szybko gdy organizm przyzwyczai się do tego wysiłku. Należy być również za pan brat z higieną i antyperspirantem ale to, oczywista oczywistość, jak mawiał prezes pewnej partii. Dla bardziej wymagających istnieje natomiast specjalna bielizna i odzież rozwiązująca ten problem.


Nie ma nic cenniejszego jak zdziwione miny nauczycieli i uczniów, którzy widzą jak podjeżdżasz w taką pogodę na rowerze. Zapewne spodziewają się przemoczonego, spóźnionego i zdenerwowanego tym faktem człowieka – a ty zdejmujesz rowerowe ubranie i elegancko w koszuli, zupełnie suchy idziesz na zajęcia jakby nic się nie stało.


Podsumowując, rower kolejny raz okazuje się genialnym wynalazkiem, sprawdzającym się w każdych warunkach i nie zależnie od tego jaka jest pogoda czy rodzaj wykonywanej pracy. Dla mieszkańców zachodnich, europejskich potęg rowerowych takich jak Dania, Holandia czy kraje Beneluxu jest to prawda znana od dawna i naturalna sprawa, że szybciej i taniej do pracy dostaniesz się rowerem. Taki środek transportu wybierają nawet ministrowie rządów! Niestety w Polsce nadal jest to rzecz nie do pomyślenia, tu nawet podrzędny dyrektor musi mieć wypasioną limuzynę, najlepiej z szoferem – a jazda publicznym transportem, zdarza się im raz do roku, jeżeli w ogóle, podczas Dnia Bez Samochodu. Życzę zatem sobie i czytelnikom, żeby również w naszym kraju i mieście dojazd do pracy na rowerze stał się rzeczą normalną. I odpowiedź, że przyjechałeś właśnie na rowerze – nie budziła niedowierzania na twarzy innych ludzi i pytań czy przypadkiem nie popsuł ci się samochód. Ale zmiana mentalności zależy tylko od nas, rowerzystów miejskich. Im nas więcej na ulicach tym bezpieczniej dla nas samych i innych użytkowników drogi – bo tym mniej jest samochodów które przynoszą śmierć. A może, jeden czy drugi urzędnik, fachowiec odpowiedzialny za infrastrukturę drogową, zrozumie po takiej przejażdżce, że rozwiązania, które proponują zza swojego biurka – bardziej szkodzą niż pomagają zrównoważonemu transportowi i jakości poruszania się rowerem po mieście.

 

A co gdy pada śnieg? Proszę zobaczyć jak „radzą sobie” z tym rowerzyści/-tki w Danii > tutaj

Jędri

 

Odzież i dodatki vintage - zapraszamy

 

Dodaj komentarz


Kod antysapmowy
Odśwież